Witam serdecznie w świąteczny poniedziałek i na początek :
świąteczne serdeczności dla wszystkich moich miłych gości
czas był już najwyższy napisać kilka słów; leniwiec mnie ogarnął i jeszcze trochę trzyma
. Zresztą w ogrodzie niewiele się działo, nawet nie mogłam się pochwalić kwitnącymi krokusami, bo upalny weekend błyskawicznie je rozłożył. Żal było patrzeć, chyba więcej nie powtórzę krokusowych nasadzeń, widziałam tylko jednego miśka w futrzanych majtasach, chyba wszystkie się opychają w ogrodzie Cygusia
, no, cóż: kuchnia pod sosnami im nie odpowiada.
Trochę pozmieniałam w ogrodzie, przesadziłam, dosadziłam, wyeksmitowałam. Chyba rozstanę się z miskantami, bardzo mi się podobają, ale nie jest nam po drodze: albo miejsce jest dobre, ale za mało słońca, albo słońca wystarczy, to znowu nie pasują do okolicy, ciągle rozmyślam, co zrobić.
Oczywiście pojawiły się nowe rododendrony: Donator, Acapulco, Jonathan Shaw, Metallica i Blue Lagoon. Wszystkie kupione u Pudełka-Pisarzowice; gdyby nie fatalne, beznadziejne pakowanie, byłoby znakomicie, ale nie jest: Donator miał złamane dwa duże pędy. Wielka szkoda, stracił pokrój i jak na krzaczek za 50zet, wygląda dość skromnie. On i Metallica to INKARHO, nie mieli tych odmian w zwykłej wersji, bardzo jestem ciekawa jak będą rosły. Natomiast Acapulco to katastrofa!
Bardzo chciałam mieć tę odmianę i mimo ostrzeżeń, że krzaczki wyglądają marnie, nie wiadomo, czy choroba, czy kiepskie zimowanie, to jednak zdecydowałam się na zakup. Marność i ciężka rozpacz. Posadziłam biedaka w osłoniętym kąciku i czekam.
Zaczęłam pisać wczoraj, ale jak usłyszałam o prognozie pogody na noc, walczyłam w ogrodzie i później już padłam na dziób. Rano sprawdziłam, niestety nie zabezpieczyłam wszystkiego i mróz spalił trochę serduszek, orlików, korony cesarskie, część czosnków /Krzysztofa wszystkie smętnie wiszą/.
Zabezpieczyłam wszystkie paprocie, hosty i lilie, a przynajmniej tak myślałam; dzisiaj zobaczyłam, że nie zakryłam Baritona i Red Twins, dziwnie trzeszczą.... nie wiem, czy coś z nich będzie. Wszystkie hosty w doniczkach wróciły na miejsce zimowania i okryte włókniną czekają na lepsze czasy, tak samo lilie w donicach: pod ścianą domu pod kołderką. Wariactwo. Prognozy na następne dni, a właściwie noce są paskudne. Trzeba będzie rośliny odkrywać i zakrywać, odkrywać i zakrywać, mój kręgosłup się bardzo z tego cieszy.
Pocieszam się, że to wcześniejsza Zośka z ogrodnikami i jak sobie pójdzie, to już w maju żadne przymrozki nam nie grożą. Czy to nadmiar optymizmu??????
Oj
Ewcia, co nowego napisałam wyżej; za to u Ciebie nowości nieustające! Znowu nakupiłaś roślin i dobrze, żeby tylko pogoda pozwoliła się nimi cieszyć. Twoje odmiany posprawdzałam, na szczęście nie moje kolory, ufff.
Kalmio, tak póżno odpowiadam, aż wstyd. Moje martagony pięknie wyrosły, jeżeli ostępka ich nie zeżre /a będę drania pilnować!/, to mam nadzieję na mnóstwo kwiatów, zresztą każdy mnie ucieszy. Posypałam dolomitem, może się rozrosną? Mój Goldkrone nie wygląda dobrze, nie wiem, co mu jest, ale może miejsce mu nie pasuje i złapał grzyba. Zobaczymy w przyszłym roku.
Romuś, z obornikiem w granulkach sytuacja opanowana: wywietrzał, deszcz zadziałał i jest spokój. Bardzo mnie to ucieszyło, bo mam wreszcie jak nawozić ogród bez sztucznych patenetów. Ty już odpoczywasz na wyjeżdzie, zaraz do Ciebie zajrzę, może jakieś zdjęcia z wyprawy się pojawiły?
Paweł, bardzo dziękuję za dobrą radę
, żeby odstraszyć wampiry z piłami spalinowymi mogę nawet smarować się czosnkiem! Co prawda dostanę nakaz eksmisji z domu, ale trudno dla drzew mogę dużo zrobić
Rodki bez pączków martwią mnie o tyle, że zastanawiam się czy nie robię błędów 'wychowawczych'
. Co prawda przykład innych pokazuje, że sobie odpoczywają po trudach szkółkowania, podpędzania, przeprowadzki i szarpania korzeni przy sadzeniu, ale zawsze szukam jakichś innych powodów. Pewnie niepotrzebnie
Elsi, dzięki za słowa pocieszenia i otuchy
Już trochę jestem odważniejsza w wycinaniu, ale jednak wielkich, starych i do tego ładnych roślin mi żal! Na miejscu jednego z jałowców posadziłam rodka. Ddrugi jałowiec ciągle na stanowisku, mam nadzieję, że uda mi się go uratować, ale jeżeli nie, to już nie będę płakać. Mam kilka pomysłów na jego miejsce, choć tak, jak piszesz będzie sporo zamieszania z nasadzeniami pod nim /szpital hostowy/
Moniśka, pedagog ze mnie znakomity: potrafię profesjonalnie zepsuć psiaki, rozpuścić i rozpieścić bez umiaru
To też jakiś talent, prawda? Tak dawno nie odpowiadałam, wszystko przekwitło, a pogoda nas dobija, biedna Jaszczureczko, nie trać ducha, jeszcze będzie upał i
Miśki mnie zlekceważyły i się na nie obraziłam!
Krzysiu, czytałam tu i ówdzie o Twoich zakupowych dokonaniach. Muszę zajrzeć do opisów nowych host. Ja się zbieram do zamówienia, ale na razie nawet u Barcikowskich nie klepnęłam koszyka. Wczoraj się nagimnastykowałam z noszeniem donic i jakoś entuzjazm mi osłabł
Kilka odmian u Fransena zamówię na pewno
Jakiś martagon, pięknie się rozrasta
Martagon tsingtauense, mój ulubieniec.
Cieszynianki - z malutkich siewek od Mirki
Trzmielina na sośnie od północy, cała w nowych liściach, żeby tylko jej mróż nie zabił!
Kosmatka leśna od Pawła
, bardzo ją lubię, jest śliczna i chyba się tu ukokosiła