Wszystkim odwiedzającym mój wątek chciałabym życzyć, aby Wasze dusze pozostały dalej tak pięknie zielone!
Dobrze, że Ewcia trochę zdradziła - bo dzieje się dużo i bardzo szybko, nieziemsko absorbująco.
18 listopada pożegnałam mojego starego starego sierściowego Przyjaciela Hektora. Żal ogromny, bo to przecież członek rodziny. Pozbierać się bardzo nie mogłam. W domu nagle tak pusto, niby tylko sprzątnięta miska i legowisko, a echo takie, jakby ktoś meble wszystkie wyniósł. Żal żalem, żałoba żałobą, ale tym żalem innej miski się nie napełni. A że w internetach pełno bidy pokazują, i jak na złość w proponowanych opcjach same psy a to z fundacji, a to schroniska... No i natknęłam się na takie foty...
Nie patrząc na godzinę, że już dość późny wieczór, dzwonię, dowiaduję się że schronisko ponownie wystawia psa, bo poprzedni ludzie nie chcą już tego pieska, bo on jest kompletnie niekontaktowy, i chyba niemy bo w ogóle nie szczeka, no i jeszcze trzeba tam do nich za Skawinę pojechać i odebrać. Tak mnie tknęło, że na drugi dzień tam pojechałam... i zaczęła się moja "przygoda" z psem, jak by to najoględniej ująć? Trauma? Wycofanie?
I choć to forum ogrodnicze to jednak wrzucam tutaj te informacje, bo Hugo to też ogrodnik pasjonat
W schronisku:
Cześć! Poznajcie mnie, jestem Hugo i jestem psem "z odzysku"
Mam chyba rok, ale to był bardzo trudny rok. Najpierw złapali mnie gdzieś na ulicy, zamknęli w schronisku. Nie było tam wcale fajnie. Potem zabrał mnie pan, miał być bardzo fajny i miły dla mnie. Miałem mieć ogród do biegania i kochającą rodzinę. Jak tylko przyjechaliśmy na miejsce zamknęli mnie w kojcu, takim 1,5 na 2 m za garażem. Nie widziałem tam prawie nic, a ogród zobaczyłem jak im uciekłem! Ale tam też mi się nie podobało, wszystko kapało złotem, choć sam nie wiem co w tym fajnego. Byłem tam tak bardzo nieszczęśliwy, że przestałem szczekać. Siedziałem ciągle w kącie ze zwieszoną głową. Bo co miałem robić? Prawie straciłem nadzieję, że mógłbym jeszcze być szczęśliwy, choć przecież jestem jeszcze mały i powinienem się bawić!
Ludzie, u których mieszkałem postanowili mnie oddać, uznali że nie nadaję się na psa... i już mnie nie chcą.
Przyjechała po mnie jakaś nowa Pańcia. Byłem tak oszalały z rozpaczy, że nawet w mojej psiej głowie nie pomyślałem, że to ona może być dla mnie dobra i będzie mnie naprawdę kochać. Biegałem, szczekałem i piszczałem cały czas. Odbijałem się ścian, a w ogrodzie nie mogłem się zatrzymać. Pańcia załamała ręce, ale nie poddała się. Na pomoc przyjechała psia behawiorystka i trochę mi nagadała. Byłem też na smyczy przywiązany do Pańci nawet kiedy zmywała naczynia i gotowała obiad. Musiałem się uspokoić, ale było mi bardzo trudno.
Minęło kilka dni. Teraz już wiem, że Pańcia jest moja. Dużo chodzimy na spacery, śpię już "kołami do góry", ale kiedy Pańcia już mocno śpi, włażę do niej do łóżka
Mam prawie żywego liska, z którym się bawię, ale Pańcia bardzo dba o to żebym samodzielnie myślał. Musze kombinować jak powyciągać smaczki z kulki! Jak wylizać pasztet z konga! Ile ja się z tym natrudzę!
Wiecie, choć jestem psem, mam w sobie też trochę z kota. Lubię się wygrzewać, patrzeć przez okno i obserwować świat. Dbam też o czystość - myję się prawie jak kot, a kupy zakopuję w liściach! Umiem też bardzo wysoko skakać, kot przede mną nie ucieknie nawet na stół! Gdyby tu z nami mieszkał musiałby siedzieć na żyrandolu. Trzymajcie za mnie kciuki, bo muszę dużo ćwiczyć i z pańcią i w szkole
Hugo - ogrodnik
tak wygląda uśmiech pełną paszczą
ledwo wyrabiam na zakrętach
Ostrej foty nie sposób zrobić, bo to żywe srebro jest tak szybkie i ruchliwe, że ptakom łatwiej strzelić fotę