Witam ponownie Marto, Poll, Beato
Musieliśmy podjechać do większego miasta do księgarni aby zrealizować kupony prezentowe od M. z pracy, ależ się obłowiłam w super książki, a że pracownica do tego dołożyła upusty firmowe po znajomości to zamiast 4-5 książek mam 6 tomiszczy i super grę planszową z Pepą dla wnusi.
Beatrix, niedawno na bazarku wspomagającym zwierzaki kupiłam świetną książkę o Marii Konopnickiej (wyd. 1969 rok), ależ się zaczytałam - książka Marii Szypowskiej - Konopnicka jakiej nie znamy.
A wracając do Tereski.......Tereska, kuzynka mojej mamy zresztą, w latach 1968-1976 urodziła w Gdyni czterech synów o nazwisku Prasek. Zawsze myślałam, że Tereska to Tereska Prasek do czasu aż zainteresowałam się jej osobą i zaczęłam przeglądać groby na Witomińskim cmentarzu w Gdyni i nie znalazłam tam żadnej Teresy Prasek, za to znalazłam w jednym grobie Stanisława Praska i Teresę Samul. Cos mi zaświtało w głowie, że to chyba ten grób i właściwe osoby, a zaświtało bo jako dziecko musiałam to nazwisko Samul gdzieś słyszeć. Dopiero od matki dowiedziałam się, że Teresa nigdy nie wyszła za mąż za Stanisława, ale mieszkali oczywiście razem z dziećmi.
W czasie wojny po zabiciu jej rodziców Teresa mieszkała w Filipkach Małych z prababką i jej córkami, syn Kazimierz wojnę spędził w obozie w Królewcu. Eugenia i moja matka opowiadały, że jak przyszli Rosjanie to wszystkie młode kobiety całymi dniami siedziały pochowane po katach bo rosyjscy żołnierze gwałcili każdą dziewczynę. Trzy córki mojej prababki w dzień wchodziły do dziury wykopanej w kuchni pod piecem, a jak weszły to mężczyźni stawiali na to piec-kuchnię i tak spędzały całe dnie. Po wojnie rodzina przeprowadziła się do miejscowości Gruzy, tam Eugenia - siostra babci wyszła za mąż za Ludwika Lutrzykowskiego. Postanowili jednak sprzedać całe gospodarstwo i prababcia z Eugenią i jej mężem w roku 1961 zakupili dom w Gdyni. Wyprowadzając się zabrali ze sobą Teresę. W Gdyni okazało się, że w kopercie z pieniędzmi brakuje jednego banknotu o dość dużym nominale i o kradzież posądzano moją babcię. Mąż Eugenii Ludwik bardzo szybko zachorował i trafił do szpitala, miał jakiegoś guza w głowie, potem jak był w domu to na widok Teresy dostawał jakiegoś amoku i wyzywał ją od różnych (ladacznic delikatnie ujmując). Wtedy dopiero Teresa z jakiegoś powodu przyznała się do kradzieży pieniędzy. Ukradła gdyż zaszła w ciążę z owym wujkiem!!! i musiała usunąć ciążę. Czyli przed wyprowadzką do Gdyni pod nosem cioci Eugenii w jej domu, jej własny mąż szalał sobie po kątach z młodą Tereską, a cała odpowiedzialność spadła jak zawsze na kobietę. Przyznam szczerze, że bardzo znienawidziłam tego wujka po tej opowieści - choć go nigdy nie poznałam to wcześniej miałam do niego stosunek obojętny, teraz już nie. Sam wujek zmarł już w 1964 roku. Teresa zaś zachorowała na nowotwór w 1977 roku i zmarła w 1978 roku w strasznych męczarniach, pamiętam, jak ktoś opowiadał w domu, że nie mógł już patrzeć jak ona cierpi w szpitalu i coś odłączył - Teresie gniło wszystko w brzuchu i na zewnątrz, podobno zapach wokół niej był straszny, a jej cierpienie niewyobrażalne, nawet moja matka nie umie dziś powiedzieć co to był za nowotwór. Jej czworo dzieci trafiło do domów dziecka, moja matka jako jedyna z rodziny zabierała do nas dzieci na różne święta itd. Ciotka Eugenia, która nigdy nie miała dzieci miała adoptować najmłodszego syna Tereski, ale nigdy tego nie zrobiła, pamiętam że zawsze krytykowała malucha, że brudzi pieluchy itd.