Swietko! Można by było powiedzieć, że wyprawa życia, ale po niej nabraliśmy większego apetytu na Szwajcarię i jak nic nie przeszkodzi, jeszcze tam wrócimy.
Ewka! To był pomysł syna, a ja stara harcerka i chodząca po górach w młodości szybko się zgodziłam. Zimno było strasznie przez pierwsze trzy dni, potem się ociepliło i wyjeżdżaliśmy w letniej pogodzie.
Krowa chyba miała dyżur przy szlaku. Zauważyłam, że z dzwonkami biegały w miejscach reprezentatywnych. Reszta była bez.
Majka! Tak, trochę strach, bo wszystko większe jak w Tatrach, zwłaszcza przewyższenia. Wodospady uświadamiały wielkość skał. No i właśnie nam się to chyba spodobało.
Wiesiu! Wiadomo, że zdjęcia nie oddadzą wszystkiego, ale się starałam. Czapka, jak widzisz, bardzo się przydała. Było tylko kilka stopni w plusie.
Zuza! A ja nie byłam w Alpach Bawarskich, choć kiedyś byłam nielegalnie w Alpach w Austrii kiedy to trzeba było mieć wizę, a na wjechałam z kolegą na niemieckich blachach. Ale to było tak dawno temu...
Byliśmy jeszcze w mieście w ogrodzi japońskim. Relację pokazałam
TU.
Chętnie pokażę kolejne zdjęcia, bo sporo tego zrobiłam i jeszcze nie okrzepłam po podróży więc wrażenia świeże.
Kolejna wycieczka z miejscowości Grindenwald do Alpiglen. Można powiedzieć, że cel był widokowy, a miejsce, to knajpka, gdzie wypiłam najdroższą szklankę mleka na świecie i to w dodatku chyba było z kartona (chciałam od krowy).
Strach trochę był, bo słychać było i widać spadające w oddali lawiny. Tam też otrzymaliśmy smutną wiadomość, że mąż Justyny Kowalczyk - Kacper Tekieli zginął podczas zejścia z Jungfrau, czyli w masywie, gdzie byliśmy dzień później. My byliśmy nisko, gdzie było bezpiecznie i szlaki były otwarte. Młodzież tez chciała iść wyżej, ale szlaki wyżej były pozamykane.