Nowinko, tak właśnie zrobiłam. Przycięłam tylko to, co było łyse. Wygląda.... dziwnie. Nie podoba mi się.
Już jest za ciemno na dobre zdjęcie, więc pokażę jutro.
Żanetko, tego materiału mam pod dostatkiem. A jak brakuje, wystarczy przejechać po polach i lasach. Ludzie pracując na polu, wysypują je po bokach i można brać. Czasem w lesie zostawiają.
Tego towaru nigdy nie wyrzucam. Zbieram wszystko, a dużo towaru wykopałam na własnej ziemi. Nie kupuję obrzeży. Wszystko staram się robić z tego, co gdzieś znajdę, głównie z kamienia. Lubię go, po prostu. Ma być prosto, nie wymyślnie, nie jak z pierwszej strony miesięcznika ogrodniczego. Komuś nie są potrzebne płytki, ja je biorę i ułożę z nich coś. Teraz będzie dróżka do domu.
Z kamienia chcę ułożyć też gdzieś dróżki, takie na podbudowie cementowej tym razem, bo mam dosyć dłubania. Muszę przyznać, że lubię brukarską robotę, relaksuje mnie. Układam, potem psuję, zmieniam koncepcję... Poprawiam, układam od nowa, bo zarosło trawą.
Polu, czarna morwa zauważyłam dziś, wypuściła listki. Od dołu tylko....
Powiedziałam jej dziś, że jak nie wypuści liści na górze, to będzie eksmisja i zgnije na kompoście.
Biała nie wypuściła nic. Jutro też coś usłyszy...
A górka to nie wiem jakiej jest wielkości, przyznam. Jakbym tak stanęła pod nią, to być może i by mnie zakryła. Spora jest. Ja sama jestem mała, ale jak na skalniak to sporo, moim zdaniem. Na czubku rośnie jeszcze spory krzak. W miejscu skalniaka stał kiedyś dom. Na dużych kamieniach, jak to kiedyś robiono. Było tam sporo gruzu i różności. Całość była wyraźnie podwyższona. Nie chciało mi się tych kamieni wykopywać. Bo nawet jak? Nie wiedziałam co z tym fantem zrobić. Zrobiłam więc na całym podwyższeniu taki duży skalniak z górką. Nasypałam ziemi, posadziłam rośliny. Najprostsze rozwiązanie i najmniej pracochłonne.