No Kondziu, brawo, w końcu trafiłam na kogoś, kto słyszał o gorącym kompostowaniu. Uważam, że kompostuję właśnie na gorąco. Z resztą, że tak powiem, namacalnie. Moja pryzma kompostowa jest po prostu ciepła.
Mój kompostnik (każda z komór) ma wymiary (mniej-więcej) 1,2 m x 1,7 m (tak się ojcu przy budowie udało). Jak dotąd z przecinki gałęzi mam dostateczną ilość zrębków. Na naszych działkach jest rozdrabniarka do gałęzi (nie wiem jak bym sobie bez niej poradziła). Bardzo przestrzegam składowania warstwami. Dodaję tekturę, puste tekturowe rolki, pomimo, że nie mam dżdżownic kalifornijskich. Wrzucam chwasty - swoje oraz te pozostawione pod furtką przez sąsiadów (
- oni to wynoszą do śmietników na zewnątrz). Oczywiście, że własne chwasty mam, ale uważam, że są one z samosiewu, nie z kompostnika.
Zbieram wyjątkowo dokładnie liście z sąsiadowych orzechów włoskich spadłe na moją działkę - po przekompostowaniu tracą one substancję, powodującą hamowanie kiełkowania innych roślin.
Polewam co jakiś czas rozmoczonym gołębiakiem, który zawiera bardzo dużo azotu i przyspiesza kompostowanie.
Niestety, przerzucam najczęściej tylko raz w roku (siły i czas). Proporcje N-C, są „na oko”.
Zewnętrzne warstwy oraz obrzeża idą, przy wybieraniu, na nową pryzmę - w ten sposób też ją „szczepię”.
Kompostnika nie przesiewam, bo czytałam, że nowe trendy są takie, że bardzo dobrze jest rozsypywać taki jeszcze „pracujący” kompost - wprowadza się te pożyteczne mikroorganizmy do gleby.
Ja po prostu muszę jakość „napaść” ten mój jałowy piaseczek.
Ziemia kompostowa przy wybieraniu „pachnie lasem”, jak wilgotna to jest „pulchna” (tam, gdzie nie depczę, bo o drzwiczkach ojciec zapomniał). Zwiększonej inwazji chorób grzybowych też nie zauważyłam. Oczywiście, że bywają, np. w tym roku mączniak, ale biorąc pod uwagę, że szaleją one tuż za granicami mojego ogrodu, nie myślę, że u mnie mają wylegarnię.