Drutowych umiejętności zazdroszczę okropnie, niby wiem na czym to polega, ale w młodym wieku jakoś nie opanowałam, a teraz mi się już nie chce, choć zazdroszczę
.
Swego czasu, wspólnie z koleżankami craftowymi , wymyśliłyśmy powiedzenie -"a wszystko to z zazdrości" i namiętnie uczyłyśmy się nowych technik rękodzielnych, właśnie dlatego, że ktoś inny już je opanował i pokazywał swoje prace. Widocznie moja zazdrość w temacie dziania nie jest aż tak silna
.
W trakcie obszywania rodziny, sąsiadów i znajomych w maseczki, ukończyłam też swoją podusię patchworkową, zaczętą na kursie patchworku w styczniu.
W grudniu, styczniu i lutym po pobliskich miasteczkach wędrowała wystawa patchworków " Taki pejzaż" inspirowanych grafiką Rebeki Vincent. Kto zainteresowany to sobie poszuka
. Na zakończenie wystawy odbył się kurs patchworku prowadzony przez dwie słynne polskie quilterki, w którym uczestniczyłam, tym bardziej, że to środowisko jest mi bardzo bliskie i znane z wieloletniej akcji ' Kołderki z jedne uśmiech".
Szycie maszynowe nie jest moją mocną stroną, sprawniej posługuję się igłą
, ale maszynę obsługiwać umiem i pewnie z motywem 'Chatki z bali'/ Log Cabin bym sobie poradziła, ale jak powiadają 'Dla towarzystwa dał się Cygan powiesić'
.
Moja poduszki, bo uszyłam dwie, druga już nieco sfatygowana, z powodu intensywnego używania
.
W lutym skończyłam winny sampler, ale dopiero teraz haft wyprałam, wyprasowałam i zrobiłam fotki.