Dziewczyny, ja mam działkę na miejscu, gdzie kiedyś było wysypisko fabryczne - żużlownia też. Wszystko mi przesiąka, a czasami się nawet ziemia zapada. Ten proces jest powolny (zauważyłam po lataach).
Po tych upałach dużo róż przekwitło, więc nie mam dzisiaj zdjęć. Wczoraj byłam na działce wcześniej, więc napawałam się zapachem Barkarole, u mnie odmiennym od innych róż oraz wsadziłam swojego wielkiego kinola w My Girl (i to nie raz). Jaka szkoda, że tego zapachu nie można zatrzymać na długie zimowe dni.
W tym roku pięknie poszła mi Peace. W tamtym może mrówki w korzeniach ją męczyły. Martwią mnie mikra postura i słabe przyrosty Albrechta Dürera, ale z miesiąc temu jak mi noga, niechcący przy nim postawiona się zapadła, odkryłam, że między jego korzeniami nornice zrobiły sobie korytarze. Władowałam tam ze 2 wiadra ziemi kompostowej i dobrze pougniatałam (wokół też).
Troszkę mnie martwi, bo moje roże jakoś nie szykują się na zimę - mają mnóstwo nowych przyrostów, a przecież od końca lipca zero nawozów. Już ich nawet nie podcinam tylko urywam przekwitnięte kwiaty przy łebkach.
Postanowiłam jednak w tym roku, że je podetnę na zimę tak, żeby się zmieściły w poszyte przeze mnie ubranka zimowe, bo tą wiosną miałam takie straty - wiele z nich odbijało praktyczne od gruntu. Tak było np. z Vanillą, a Barkarole to już prawie że opłakałam (w końcu wypuściła z jednej strony, a w tamtym roku był taki olbrzymi krzak, że w nic się nie mieścił).
Wszystkie oczywiście kopczykuję, tylko ptaszory robią sobie między nimi deptak i to z takim efektem, że wokół niektórych ten kopczyk zamienia się w menisk wklęsły
.
Pozdrawiam i lecę, bo wczoraj za dnia zobaczyłam znowu mączniaka niczym wata cukrowa. Na moją uwagę, sąsiedzi tylko powiedzieli tak, tak u nas też jest. Ja już wczoraj oczywiście pryskałam. Musiałam tylko poczekać, aż motyle odlecą z cynii, więc napawałam się widokiem i zapachem róż.