Felley Priory
05.10.2014 r
Imprezy Plant Hunters' Fairs nie były mi wcześniej znane... Coś tam się obiło o uszy, ale bez odzewu
Pierwszy raz zawitałam na organizowany przez PHF kiermasz w październiku 2014r.
Nie usłyszałabym zapewne o niewielkim 2 akrowym ( ok. 80 arów) ogrodzie pokazowym Felley Priory, gdybym nie sprawdziła na stronie nursery Neila Timma, poznanego na Flower Show, gdzie ( poza siedzibą) zamierza sprzedawać swoje paprocie. Moim zdaniem, organizacja takich imprez, to kapitalny pomysł na promocję ogrodu, podreperowanie budżetu, ale i przybliżenie do miłośników ogrodów znanych i cenionych producentów roślin.
Felley Priory, jak wspomniałam wyżej, to niezbyt olbrzymi pokazowy ogród, jakich wiele w Anglii. Położony jest w centrum UK, przy bocznej drodze, kilkanaście mil od sławnego miasta i lasu Nottingham. Ogród rozciąga się wokół XVIII wiecznego domu, zbudowanego na miejscu, gdzie znajdowało się nieduże opactwo z XII. Wstęp na kiermasz był płatny - tyle, ile wynosi bilet wstępu do ogrodu, czyli 6f. Jak napisałam wyżej, wszystkie te pieniądze zostały 'w ogrodzie', organizatorzy z PHF nie biorą z tego tytułu ani grosza.
Przyjechaliśmy na ten kiermasz dość wcześnie, bo obawiałam się, ze dojedziemy zbyt póxno i wszystko, co warte uwagi, zostanie mi zmiecione sprzed nosa.Później, niemal całe , wielkie pastwisko zastawione było różnej wielkości pojazdami a my już wtedy opuszczaliśmy to miejsce z siatkami pełnymi roślin ... Sam ogród nie powalił mnie wtedy na kolana, choć i w nim znalazłam kilka inspirujących zakątków. Następnego roku, gdy ponownie odwiedziłam Felley Priory, ogród spodobał mi się wiele bardziej. Oczywiście, jak w każdym niemal pokazowym, mającym na siebie zarabiać ogrodzie, znajduje się nieduża szkółka zajmujacą się rozmnażaniem i sprzedażą roślin i Tea Room, gdzie można się posilić i odpocząć po trudach zwiedzania.
Stoiska kiermaszowe ustawiono wzdłuż dróg, między innymi tuż koło zabudowań gospodarczych , oraz murów okalających część ogrodową posiadłości. Część stoisk rozłożono na trawnikach. Impreza była kameralna, skupiała bowiem nie więcej, niż 40 wystawców, ale za to były to nursery z najwyższej półki, które widziałam również na Flower Show. Wybór roślin był dość szeroki a i ceny nieco niższe, niż na Flower Show.
Stoisko Neila Timma i jego małżonki, których poznałam w Harrowate i do których , po wcześniejszej wymianie maili, leciałam, jak po sznurku, położone było niemal na samym końcu alei, ale bez trudu udało mi się je odnaleźć. Dobrze,że pojechał ze mną syn, bo choć nie przewidywałam zbyt dużych zakupów, to moje paprociane łakomstwo sięgnęło zenitu.Podczas rozmowy, jaka wywiązała się pomiędzy panią Timm a moim synem ( ja szukałam w torbie ptasiego mleczka' firmy Wedel, którym obdarowałam p. Timm), powiedziała ona " Nieeee, to, że twoja mama kupiła tak duzo roslin, wcale nie znaczy, że jest stuknięta". No cóż...moje dzieci i tak wiedzą swoje.
Co można było kupić na tej imprezie? Obfitość hortensji, fuksji, kwitnących dzielżanów, róz....Nieco odmian skalnic, żurawek ( wiele mniej, niż na targach ogrodniczych w Berlinie). Ciekawe trawy , paprocie , kwitnące astry różnej maści i duża ilość odmian jukk.
Rwały oczy piękne wyroby z metalu, szkła weneckiego i gliny, to jednak rzeczy nie na naszą kieszeń. Przy naszych zarobkach, kiedy przeliczamy funta na 5 złotych polskich, wychodzą z tych przeliczeń jakieś koszmarne kwoty.
Pola przy pakowaniu łupów