Cóż, nie znalazłem patentu na to, by psa zmusić do siedzenia w jednym miejscu i grzecznej zabawy, chyba że w wolierze lub specjalnie przygotowanym kojcu, ale mam wątpliwości, czy psiak będzie wtedy szczęśliwy. Jeśli jednak chcemy, żeby miał na naszym terenie swobodę, to próby ograniczenia jego żywiołowości, zwłaszcza w młodym wieku, są z góry skazane na niepowodzenie. Szczeniak, w miarę jak rośnie, ma coraz więcej energii i gdzieś musi znaleźć ona ujście, zwłaszcza, że ciekawość świata jest wtedy u psiaka niewyczerpana, więc raczej będzie eksplorował ogród w każdym jego zakamarku. Można jedynie ograniczać jego zapędy poprzez zajmowanie gryzieniem czegoś smacznego, a zarazem niezbyt łatwego do skonsumowania, np. jakimiś żwaczami wołowymi (zależnie od wielkości psa będziemy mieli spokój przez godzinę albo pół), a także ciekawymi zabawkami, które zapewne i tak się szybko znudzą.
Oczywiście cały czas trzeba też psu pokazywać, co mu wolno, a czego nie. To żmudny proces nauki, wymaga żelaznej konsekwencji i cierpliwości (łatwo powiedzieć!), z czasem powinien nauczyć się poruszać po ogrodzie bez większych strat. Tak mi się przynajmniej wydaje, bo sam jestem na etapie przysposabiania młodej suki do koegzystencji z ogrodnikiem, więc na razie to raczej projekcja moich oczekiwań.
Nie radziłbym jednak zabraniać wszystkiego, bo skutek może być odwrotny. Trzeba zacisnąć zęby i z pewnymi stratami się pogodzić, nawet jeśli serce boli. Np. moja gania teraz często z doniczkami w pysku, rozrywa je na kawałki, z niektórych powysypywała ziemię na trawnik i powyjmowała sadzonki. Czasem gdzieś wykopie dołek, powyrywa kępki trawy, wyjmie jakąś małą roślinkę. Trudno, przeżyję. Ma 5 miesięcy, niech się trochę nacieszy. Ale rabaty ze świeżymi nasadzeniami prowizorycznie odgrodziłem plastikową siatką. Trzeba sobie po prostu ustalić pewne priorytety, z czego jesteśmy w stanie zrezygnować, a z czego bezwzględnie nie. A zatem życzę wytrwałości.