Miko, nie do końca się zgadzam z tym, co napisałaś, więc przytoczę swoje argumenty. Znam rolę mrówek , bo dogłębnie się wczytałam w różne źródła, podejmując decyzję, czy zacząć z nimi walczyć. Sama mam też oczy i jestem dość wnikliwym obserwatorem - pisze tu o współpracy mrówek i mszyc, które sa pod ochroną tych ostatnich. Mrówki potrafią zaatakować biedronki, które zjadają mszyce.
Po pierwsze, nie wszczynam walki z nimi, bo przeszkadza mi mrówczy kopczyk na trawniku. Ten, kto nie ma problemu z nadmiarem mrówek w ogrodzie, nie wie tak naprawdę, jak wielkim potrafią być problemem i jak szybko potrafią zabić roślinę. Zwłaszcza w tak suchym i piaszczystym ogrodzie, jak mój i przy upałach, oraz suszach występujących w ostatnich latach.
Po drugie: nikt nie ma problemu z likwidacją mrówek w domach. Gdy znajduje je w cukrze, łażące po szafkach, decyzja jest prosta... Czy także ich nie usuwasz? Czy wtedy pozwala się im buszować, bo są przyjacielem człowieka? Podobnie z pająkami: czy cierpliwie podziwiacie pajęczyny w domu, czy staracie się usunąć zarówno przyczynę i skutek? Stare powiedzenie mówi przecież, że szczęsliwy ten dom, gdzie pająki są.... Łapiecie pająki i wystawiacie na dwór? A zimą? Wg tego, co piszesz, każde zyjątko jest składnikiem ekosystemu i nie powinno sie naruszać ich stanu.
Staram się nie używać chemii i wybieram czasochłonne metody walki z chwastami, by nie cierpiały np motyle, czy ważki. Nie stosuję nawozów sztucznych, nie palę plastików. Takich zasad się trzymam, ale w momencie, gdy co chwila, przy pieleniu opieram się reką o kolejne siedlisko mrówek, gdy zaglądam w korzenie kolejnej obumarłej rośliny i widzę tam całą kolonię, muszę zadecydować - zostawić mrówki i godzić się na śmierć roślin, lub chronić to, co jest bliskie mojemu sercu i co było powodem załozenia ogrodu.
Myślę, że ortodoksyjne traktowanie takich spraw zaprzecza idei ogrodowania, bo niestety, niektórych rzeczy nie można pogodzić.