Co prawda na ZZ jestem od początku istnienia forum, ale do tej pory "bezwątkowo" . Mój ogród miejski pojawia się czasem w wątkach tematycznych lub w "Ogrodach gości", wiejski chyba tylko raz pokazałam w ogrodach rustykalnych.
Wszystko dlatego, że regularnie piszę na temat moich zmagań z zielonym żywiołem gdzie indziej.
Postanowiłam jednak, że może i tu pokażę to i owo licząc na komentarz, porady, wsparcie (ono też czasem jest potrzebne
)
W skrócie sprawa ma się tak:
Ogród miejski warszawski jest około 700 metrowym ogródkiem przydomowym, który należy do mojej rodziny od 1972r. Przechodził różne koleje losu wraz z wydarzeniami będącymi udziałem moich bliskich. Kiedy zabrakło mojej mamy-wielbicielki róż i kaktusów, ogród opanowały chwasty. Moje wysiłki zmierzające do doprowadzenia go do ładu były niezbyt skuteczne. Liczne remonty domu wpłynęły także na wygląd najbliższego otoczenia. Kilka lat temu gruntownej przeróbki dokonałam z moim W., który ponad 20 lat zajmuje się zakładaniem ogrodów. Potem jak to bywa w takich sytuacjach: W. czas spędza w ogrodach klientów, zatem calościowa pielęgnacja miejskiego spadła na mnie, z wyjątkiem prac typu cięcie drzew, konserwacja systemu nawadniającego, itp.
Idzie mi to różnie, czasu często nie wystarcza na wszystkie potrzebne prace, brakuje mi stanowczości przy radykalnych, często koniecznych cięciach czy przeróbkach rabat.
Moim marzeniem jest oczko wodne
A oto ogród w apogeum rozwoju roślin.
Ogród wiejski to taki trochę nasz eksperyment, trudno mi ocenić, czy udany czy też wręcz przeciwnie. 5 lat temu kupiliśmy opuszczone gospodarstwo nazywane teraz siedliskiem na Podlasiu Południowym. W sumie nieco ponad hektar ziemi z zabudowaniami gospodarczymi i niewielkim domem drewnianym.
Zaczęliśmy porządkować ogrod i sad, sadzić rośliny anektując teren opanowany przez perz i siewki przeróżnych drzew. Kto kiedykolwiek robił coś takiego mając do dyspozycji cztery ręce, narzędzia ogrodnicze, od czasu do czasu sprzęt rolniczy wraz z sąsiadem obsługującym ten wie, jaka to harówa. W dodatku na tę pracę rozpoczętą pięć lat temu poświęcać możemy nie więcej niż kilka dni w miesiącu. Oczywiście poza ogrodem musieliśmy także zająć się ogrodzeniem oraz domem, żeby wyposażyć go w podstawowe zdobycze cywilizacji czyli łazienkę z bieżącą wodą, przydomową oczyszczalnię z drenami rozsączającymi, bezpieczną instalację elektryczną, szczelne okna i drzwi, ocieplone ściany i fundamenty.Rozpoczęliśmy budowę werandy. Reszta na razie czeka.
Inspiracją w tworzeniu ogrodu frontowego jest malarstwo miejscowego twórcy Bazylego Albiczuka, który kochał swoj ogród i malował go nie mając ani wykształcenia ogrodniczego ani artystycznego. Tu więcej na jego temat
Bazyli Albiczuk
Poki co zatem nasze wyjazdy jeszcze nigdy nie były wypoczynkowe (nawet zimą da się pracowac w ogrodzie), wracamy urobieni po łokcie, brudni, podrapani, pogryzieni przez rozliczne owady krwiopijne. I zawsze zabraknie tego jednego dnia na dokoczenie zaplanowanych prac. A za miesiac przyjeżdzamy, a trawa po pas, chwasty znów rosną...Ale kochamy to miejsce i nieśmiało marzymy o zamieszkaniu tam kiedyś na stałe.
Zapraszam do naszej miejskiej i wiejskiej dżungli