Pada i pada i pada
, ale nic nie mówię
, bo zachowałabym się jak osoby, których staram się unikać w życiu, ciągle zrzędzących, takich którym zawsze jest za gorąco, albo za zimno, za ciemno, albo za jasno, zawsze, wszędzie, we wszystkim znajdą coś co im się nie podoba. Dlatego nie napiszę, że już tęsknię za
,
.
Anito , mam nadzieję, że tego lata uda nam się zorganizować rajd po pobliskich ogrodach i będziemy miały okazję się spotkać, pospacerować po ścieżkach nie tylko u mnie.
Gdybyś była w Białymstoku to serdecznie zapraszam
.
Majeczko , tego deszczu to już chyba nie ma co zazdrościć, jeśli gdziekolwiek jeszcze nie padało to tylko u Marty
, a mi się należało po ostatnich suchych latach, ale choć pada codziennie to mam miejsca gdzie muszę donieść wodę
.
Majeczko, mój skalniak miał ponad 20 lat, tylko w ostatnim czasie porósł mchem i nie było czym się chwalić, chyba jednak pojedyncze wspominkowe zdjęcia w poprzednim wątku były.
Ewo , przyznam, że moje roślinki wyraźnie przyrosły przez ostatnie lata, nie jest to jednak takie tempo jak u Ciebie, no ale czego można się spodziewać po suchych piaskach. Hosty w większości zakopane w donicach, ciągle czekam na miejsce przy tarasie gdzie mogłabym posadzić je bezpośrednio w ziemi , liczę że przez ten czas nabiorą masy
.
Vero , wiem, że nie tylko moje rośliny oberwały
, tegoroczna aura dotąd oszczędzała mój ogród, zima była łaskawa, prawie bez szkód przeszedł majowe przymrozki to teraz się wyrównało.
Tak jak napisałam Majce, skalniak był od dawna, tylko nie nadawał się do pokazywania, teraz jest już lepiej. Mało mam słonecznego miejsca w ogrodzie, więc mój skalniaczek nieduży i bez takich rarytasów jak u Ciebie, głównie rojniki i rozchodniki, niektóre odratowane ze starego z jednej miniaturowej rozetki lub pędzika
.
Miłko , moje wszystkie rośliny mają gorsze warunki niż u większości z Was, sucho, piaszczysto, cienisto i mnóstwo korzeni, rośliny na skalniaku po renowacji mają trochę lepszą ziemię niż poprzednio, więc może dość szybko zapełnią puste miejsca.
Pamiętam jednak jak kiedyś mama
komplementowała mój stary skalniak mówiąc, że on taki prawdziwy, górski, bo te rojniki co uszczknęła u mnie to u niej porosły jak talerze. Do dziś nie wiem czy podziwiała mój, czy chwaliła się swoim, wołałam nie dopytywać
.
Myślałam, że się wykpię pisząc tylko kiedy pada, ale ktoś zrobił mi kuku i pada prawie codziennie
, na szczęście podlewam tylko kilka roślin pod drzewami. Nie przepadam za upałami, ale tegoroczna wiosna i lato do ciepłych nie należą, noce zimne, naprawdę ciepłych dni u nas też jeszcze nie było, a to już lipiec.
Poprowadzę Was dalej w głąb ogrodu. Za skalniakiem, gdzie rok temu leżały hałdy piasku i gruzu poremontowego, jesienią powstała nowa rabata. Ze względu na żywopłot ze starych tuj wzdłuż płotu i śnieg który osuwa się z dachu tuż u ich stóp, rośliny posadziłam przy opasce wokół domu. między tujami i rabatą będzie dość szeroka ścieżka, ale jej przebieg się zmieni. Z tyłu skalniaka dosypiemy jeszcze trochę ziemi, do tej rabaty też, na razie jest tu ważny ciąg komunikacyjny, przez okno dostarczamy materiały do wykończenia salonu i pokoju gościnnego. W planach ma tu być alejka rododendronów
.
Wczesną wiosną było tu pusto, dlatego dokładałam rośliny.
Z każdym dniem się zagęszczało, dziś już jest całkiem zielono, ale lilie i liliowce siedzą w donicach, łatwo więc będzie zmienić aranżację. Rh kupowane rok temu, całe ubiegłe lato spędziły zadołowane z donicami w ziemi, dopiero jesienią trafiły na miejsce docelowe, ale wszystkie zakwitły.
Zdjęcia z końca maja/ początku czerwca.
Dalej już hosty i hosty w towarzystwie innych cieniolubów i kilku małych iglaków, choć czasem pojawia się coś kwitnącego.
Deszcze i umiarkowana temperatura sprzyja hostom, powoli regenerują się po gradobiciu, piękne już w tym sezonie nie będą, wyglądają jak obsypane trocinami, ale wypuszczają nowe liści i rosną w siłę, a o to przecież chodzi.
Powoli zaczynają kwitnąć lilie, zapowiadały się nieźle, ale gradobicie im też zaszkodziło. Czytam jednak, że nie tylko ja jestem zawiedziona tegorocznym liliowym sezonem.
Prawdopodbnie majowe przymrozki uratowały moje lilie, bo tuż po nich odkryłam uszkodzone szczyty pędów i najwcześniejsze pąki przez robale, zaczęłam więc pryskać preparatami owadobójczymi. Dotąd zrobiłam już chyba 5 oprysków, a mimo to zdarzają sie pąki uszkodzone przez ostępkę
.
Wreszcie doczekałam się
józefek, albo lilil św. Antoniego, jak u nas są nazywane, przez ostatnie lata robale mi je pożerały, a ja znałam tylko poskrzypkę i tylko z nią walczyłam.
Wczoraj, podczas sprzątania po ostatnich wiatrach w śmieciach nagromadzonych za donicami znalazłam dużego motyla, to chyba zawisak powojowiec (
Argius convolvuli).