Ja to Ula już specjalnie to nie będę kupować, bo nie mam miejsca. Jedyna peonia, która mi nie wykiełkowała to była koperkowa. Prawdopodobnie ten kupiony kawalątek wcale nie miał żywego oczka. Osobiście nikomu nie polecam kupowania sadzonek w „sklepach” internetowych. Jeśli jednak tak się stanie, to jeśli odpowiednio o nie zadbamy to są do odchuchania. Ja swoje kawałeczki tak kupiłam nie mając pojęcia o oszustach sprzedających przez internet.
Najgorzej było w pierwszym roku. Te kłączątka kupiłam późną wiosną. Posadziłam je w jak najlepiej przygotowane miejsca i praktycznie tylko podlewałam i to nie za dużo. Zasilałam tylko raz czy 2 nawozami dolistnymi (dokąd listki były), a gdy listki uschły podlewałam od czasu do czasu, żeby ziemia nie była cały czas „pieprzem”.
Następny sezon to była radość, że peonie są różne (miały różne liście). No a w tym sezonie wiele z nich już zakwitło. (Mam chyba jeszcze tylko 1 całkiem nieznajomą).
Ta peonia, która Ci się podoba, to ja już na prawdę internet wiele razy za nią przekopałam i doszłam do wniosku, że to właśnie Jeanne d'Arc, Madame de Galhau lub Rhapsody. Ona pojawiła się u nas w 94 lub 95 roku. Przedtem były tylko Edulis Superba i Festiva Maxima.
Ojciec później peonie wyekspediował za siatkę. Z tamtąd kto chciał to brał. Na tamtym zdjęciu jest uwieczniony po prostu idealny moment tej peonii. Kulka później się otwiera, co wygląda mniej więcej tak:
Te dwa to są na razie jedyne jej zdjęcia jakie mam, bo niestety w tym roku nie zakwitła (bukszpan wg mnie był w to zamieszany, już podcięłam mu od strony peonii korzenie). W tym roku wyglądała wielce obiecująco.
Zdjęcie z 11 maja:
Niestety, wszystkie pączki pozasychały. Na zdjęciu widać, że to nie za sprawą szarej pleśni, więc sąsiadujący bukszpan jest podejrzany.
Jeśli chcesz, to możemy się obie zastanawiać jak ona ma na imię, bo po ponownym obejrzeniu zdjęć z Bourdillon, zaczęłam się bardziej skłaniać do Madame de Galhau. Jest bez wątpienia starą odmianą francuską, bo oprócz wyglądu ma również piękny zapach.
Oprócz krzaczka, który w pierwszej kolejności wrócił zza płota, miałam jeszcze trzy pod czereśnią (posadzone kiedy czereśni tam jeszcze nie było). Starałam się je odżywić jak najlepiej mogłam, ale kłącza nie były imponujące. Z resztą wielkość kłącza zależy też od odmiany.
W przyszłym roku mam zamiar wykopać ostatni z krzaków spod czereśni. Nie ma on tam szansy pięknie zakwitnąć, ponieważ dodatkowo dostęp słońca jest hamowany przez orzech rosnący po drugiej strony drogi – u sąsiada. Jeśli chcesz Ulu, to kawałek może być Twój.
Na pierwszym zdjęciu peonii w wazonie, widać w prawym dolnym rogu jeszcze jedną peonię. Podejrzewam, że to Krystyna - najciemniejsza polska odmiana, pachnąca. Niestety też mi w tym roku nie zakwitła bo była jak sąsiadka w polu wysysacza wilgoci - bukszpanu.
W przyszłym sezonie liczę na piękne kwiaty. Tutaj widać liście czyste, bez śladu szarej pleśni. Ta peonia była wcześniej tak bardzo porażona szarą pleśnią, że o tej porze jej liście były już bordowe. Przy przesadzaniu odcinałam zagrzybione kłącza i paliłam. Czasami wsadzałam tylko oczko z kawałkiem korzonka. Wszystko wymoczone w Kaptanie lub Dithane. Jak widać na zdjęciu operacja się chyba opłacała tylko niestety na kwiaty trzeba będzie poczekać jeszcze rok.
Bardzo wiele sobie obiecuję po tym nowym sezonie. Mam nadzieję, że peonie będą kwitły dłużej niż w tym roku.
Już po prostu nie mogę się doczekać.
Poza tym krzaczki powinny być znowu większe i mieć więcej kwiatów.