Jeszcze niedawno biegałyśmy z piesową moją po polach, ganiała za nami, jak jeździliśmy rowerami.
Zdjęcie z piątku.
A wczoraj potrącił ją samochód.
Nie zdążyłam jej złapać, bo zza zakrętu wyjechał, w naszej wsi, nawet nie zwolnił, choć byliśmy widoczni, ale piesowa była po drugiej stronie ulicy. Wszyscy tu zwalniają, bo ludzie z psami chodzą luzem, nie na smyczach. Nauczyłam się też zwalniać, jak widzę ludzi, bo zwykle gdzieś obok gania zwierz. Wszędzie pełno kotów, psów biegających. Wszyscy tak robią, ale ten Pan tak nie zrobił. Ciężko zdecydować w jednej krótkiej chwili co zrobić i zdecydowaliśmy źle, bo założyliśmy, że człowiek zwolni.
Mogłam do niej skoczyć.
Widziałam, jak w ostatniej chwili odkręca się do nas. Zawsze taka była zapatrzona we mnie, pilnowała tylko mnie. Nigdy nie zapomnę, jak zza stodoły wyskoczył nagle wielki, kudłaty pies, w kolorach szarości (ktoś słusznie powiedział, że to mógł być wilk. Byłam odcięta od możliwości ucieczki. Mała rzuciła się mi na pomoc. Zagrała na czas, żebym mogła odejść i wziąć długi metalowy drąg, by jej pomóc. Odgoniła go sama, choć wracał co chwila. Cały czas odgradzała mnie do gościa.
Jak wyjechał ten samochód, stałam jak skamieniała, jakby mnie coś zatrzymało. Jakby mi ktoś myślenie ukradł. A ojciec rano mówił mi, że miał sen, że zmarła Mała...I nie upilnowałam, bo upilnować nie miałam. Co komu pisane.... Potem tylko uderzenie i wyk. Żyje, ale ma zwichnięte biodro i ze względu na wiek, zapewne już do siebie nie dojdzie. Facet nawet nie zapytał jak pies, interesował go jedynie jego ledwo widoczne wgięcie na zderzaku.
Już nie poganiamy sobie, nie pospacerujemy.... Założyli jej opatrunek ścisło, z podwiniętą nogą, ale widzę, że spada. Nie wiem co z tym począć. Ma to nosić 2 tyg, a tu po nocy już się zsuwa. Nie wiem jak ją wyprowadzić siusiu, bo na 3 nogach jej nie wychodzi chodzenie. Jest za ciężka dla mnie. Muszę jej non stop pilnować, bo nie powinna chodzić, a się kręci, ciągając tyłek po ziemi. Coś czuje, że nic z tego opatrunku nie będzie, a doktor i tak powiedział, że zaraz po zdjęciu i pierwszym kroku, ta panewka znów może wyskoczyć, bo już coś z nią nie tak. Operacja jest zbyt ryzykowna, więc zostaje tak żyć, po prostu. Za mną ciężka noc, sen jak u zająca pod miedzą, płytki, bo piesowa się wybudzała z narkozy. Musieliśmy czuwać, żeby sobie czegoś nie zrobiła. Nie wiem jak to teraz będzie, chyba jestem uziemiona na wieki i póki ona żyć będzie, tak ja się nią opiekować i pomagać. Już nie zostawię jej samej.
Dobrze, że ogród w miarę uporządkowany, to do popołudnia mogę się zajmować chorą. Potem przyjdzie zmiana.
Dr Eckener zakwitła
Debrzanka lada moment.
F. J Grootendorst
I „takietamy”, bo nazwy odmianowej nie znam.
Ale jakoś to wszystko nie cieszy....