Kochane Moje, dziękuję za troskę
, żyję i wszystko ok, tylko coś mi czas ucieka i tak zeszło. Aż wstyd! Sama nie wierzę, że już miesiąc minął od mojego ostatniego wpisu na wątku
Paweł
obiecał, że się odezwie w swoim wątku i zajrzałam, i nawet mam fotkę Kokusia z dedykacją
No i zauważyłam, że goście pod sosnami, a gospodyni się nie pokazuje
Poluś
Krzysiu, ale masz sny! Kto wie, czy nie prorocze, bo moja orientacja w terenie pozostawia wiele do życzenia
Martuśka, u mnie jeszcze żadne floksy nie kwitną, mam nadzieję, że za jakieś dwa tygodnie będzie co pokazać, oczywiście jeżeli wcześniej Matka Natura ich nie skróci o głowę /spadające gałęzie
/
Pikutku, jakoś wolno się rozwijają moje lilunie, nie wiem czy to wina stanowiska /za mało słońca?/, czy coś im dolega, choć na to nie wygląda. Czekam cierpliwie, bo mam mnóstwo emocji z codziennym zaglądaniem, czy coś już się rozwija
Przyznam, że jestem trochę zniechęcona pogodą, upały mnie dobijają, nie chodzi o upodobania /choć te też
/, ale o sprawy zdrowotne. Ostatnie kataklizmy na szczęście nie narobiły szkód, żadnych znaczących zniszczeń, trochę bałaganu, połamanych gałęzi, złamana lilia, najgorzej wyglądają dzwonki skupione – zmieniły się w formę okrywową, ale tak pięknie kwitły, że zostawiłam je w spokoju.
Przyszedł czas lilii. Jak pisałam Pikutkowi, moje nowe faworyty rozwijają się powoli i codziennie mam niespodzianki w postaci kolejnych otwierających się pąków. Kilka odmian ciągle w ścisłych pąkach. Nie wiem, czy te odmiany tak mają, muszę doczytać. Trochę już przekwitło, zrobiłam zdjęcia i pokażę oczywiście, bo lilie mnie kompletnie zawojowały. Nie mogę się nimi nacieszyć i pieję z zachwytu nad tym cudem natury. Orientalne to te naj, naj, naj!
Zastanawiałam się dlaczego mam mało ogrodowy humor. Jest oczywiście powód, tak okrutnie subiektywny, że aż głupio pisać, ale co tam! Otóż dosięga nas dobrodziejstwo cywilizacji, które w połączeniu z mało lotnymi pomysłami decydentów, dobija mnie normalnie. Będę miała asfaltową drogę przed domem, chodniki z kostki, już są. Energetycy brutalnie tępą piłą wyrżnęli gałęzie klonów na ulicy, wyżebrałam litość dla jednego rosnącego u nas i nie został tak okaleczony, jak pozostałe dwa. Efekt jest smutny, nie wiem, czy te drzewa przeżyją. Jasne, że trzeba przycinać, bo włażą w linie energetyczne, ale przecież można to zrobić w sposób przyjazny dla drzew, a oni najchętniej wycięliby w ogóle i mieli spokój. Przy drugiej ulicy, którą też mają zamiar asfaltować rosną wielkie, stare sosny, kilka moich też sięga tam korzeniami. Jeżeli te plany dojdą do skutku, nie wiem, czy sosny nie zginą przez zniszczenie korzeni. Pomijam oczywiście niebezpieczeństwo przewrócenia się drzewa, na brak silnych wiatrów ostatnio nie możemy narzekać.
Krótko mówiąc jak tak dalej pójdzie, okolica straci leśny charakter, a to już miejsce nie dla mnie. I co robić? Przyzwyczaić się albo polubić, hm.....
A co poza tym? Ano nic nowego: podlewanie, podlewanie, podlewanie. Trochę zmieniam koncepcję ogrodu, wyleciały niektóre byliny, nie chcą tu żyć, droga wolna. Zaczynają kwitnąć monardy, bardzo je lubię, jakie to wdzięczne roślinki, mam wielki zamiar dokupić jakichś mocnych kolorów, zaczęłam szukać odmian w internecie, może coś nowego znajdę. Żeby tylko nie trafić na jakieś zdechlaki z upodobaniem chorujące na mączniaka
Szukam też niziutkich bodziszków i przetaczników. Mam jednego przetacznika: Royal Candles, jest zachwycający, będę szukać mu podobnych, oczywiście tylko fiolety, amaranty, czerwienie.
Teraz kilka lilii, te już przekwitły.
Black out
Corsage, jest bardzo subtelna i trzeba się do niej nieomal przytulić, żeby dostrzec i docenić delikatną urodę
Ercoland, ciekawy kolor
Nightflyer, oczywiście pomyliłam podpis pod zdjęciem
Pojęcia nie mam, co to jest...pomyłka chyba Lilypolu
Lankony - tegoroczne wielkie rozczarowanie, wyrosły niskie, jakieś biedne, małe kwiaty, wąchamy w głębokim ukłonie, wariactwo.
Netty's Pride
Purple Rain, zmarnowana jakaś, ale ładna
Niska Tiny Parrot
Niska Tiny Padhe
Pozdrowienia dla Wszystkich, ciąg dalszy zdjęć nastąpi trochę póżniej