Długo się nie mogłem zebrać na podsumowanie przygody z Kannami, ale cóż, nie wszystko było tak, jak powinno być. W opiniach o Benexie jest niestety sporo prawdy. Chodzi głównie o pomylone odmiany, ale być może i o jakość. Tego drugiego nie jestem pewien, bo skąpe kwitnienie w przypadku pomarańczowych to może być równie dobrze kwestia warunków uprawy, choć tu akurat nie powinno im niczego brakować. A zatem, na pewno nie dotarły do mnie: Louis Cotton i Wyoming, a z Picasso nie do końca jestem pewien, bo jedna, trochę niższa, w ogóle mi nie zakwitła, więc trudno mi zweryfikować. Praktycznie wszystkie wysokie to albo pomarańczowe, albo żółte, z przewaga tych pierwszych. Tylko że ledwo się na nich kwiaty pojawiały, zaraz przekwitały, trudno mi było nawet uchwycić fakturę płatków. Wszystkie też mają zielone liście, oprócz Futurity Red.
Sprawdziły się: Futurity Red oraz niskie Happy Emily i Happy Isabel, no i pomarańczowa, której jest nadmiar. Niezbyt dobry wynik.
Futurity Red, (jedyna u mnie, która ma ciemne liście, a miało być więcej
)
Happy Emily, niska, doniczkowa.
Happy Isabel, też niska.
Żółta.
Pomarańczowe. Urosły wysokie, to prawda, stanowiły latem fajne tło dla jeżówek i rozplenic, no ale to kwitnienie takie jakieś skąpe i krótkotrwałe (Wyoming o ciemniejszych liściach też świetnie by tu wyglądała)