Moje pierwiosnki w większości to samosiejki z ogródka znajomej, część z marketów polskich, kilka
z niemieckich. Nie mam rarytasów, bo tych " z nadmiernej troski " parę uśmierciłam, więcej
nie mam sumienia, więc są te, które chcą być. W ubiegłym sezonie zebrałam wszystkie w jedno miejsce,
wzdłuż ścieżki obsadzonej malinami po jednej i krzakami porzeczek i agrestu po drugiej.
To był dobry pomysł, bo tu rozrastają się jak na drożdżach, jest mnóstwo siewek.
Teraz są widoczne z daleka i cieszą oczy kolorami, kiedy krzewy rozwiną liście, one będą miały lekki
cień i letnie palące słońce krzywdy im nie zrobi.